Archiwum 23 marca 2016


mar 23 2016 Kruk symbol umierania
Komentarze (0)

 

W moi życiu codziennym dzieją się różne rzeczy, które często trudno opisać to by trzeba było zobaczyć lub przeżyć. Ostatnio gdy jechałam do domu rodzinnego radio zaczęło nagle strasznie trzeszczeć a w nim usłyszałam dziwne krzyki. Czyje krzyki nie wiem, ale brzmiały jakby przeżywały straszne męczarnie. Na ręce poczułam pieczenie. Samochód nagle zgubił obroty i zwolnił. Zjechałam na awaryjnych światłach na wolniejszy pas. Zobaczyłam znak który nabierał z każda chwila wyraźniejszego kształtu. Nie czułam strachu. Zrobiłam zdjęcie. I ruszyłam dalej. Samochód po przekręceniu kluczyka nie zaskoczył. No jak mógł gdy tak na prawdę nie zgasł. Pomyślałam sobie „no tak k.... i co jeszcze”.

Po 40 minutach ślad na ręce zanikał. Osobiście mnie to nie obchodziło co się stało, gdyż podchodzę do tego no dobra stało się cos chcą udowodnić. I jak to ja podniosłam rękawice i rzuciłam im wyzwanie: „zapytam ironicznie tylko na tyle stać ten mój „świat””. Przed snem znów słyszałam te krzyki co w radiu. Noc przebiegła spokojnie. W końcu jakieś sny, choć pod kołdrą było mi zimno.  

Dzień rozpoczął się od lekkiego bólu głowy i gardła. Nie mogłam zjeść skibki chleba bo miałam odruchy wymiotne. Rodzina nic nie mówiła tylko patrzyła na mój stan. Jakby wiedziała, że nic nie może zrobić. Jednak padło jedno pytanie:  „kiedy ty ostatnio jadłaś”,  odpowiedziałam ze nie wiem może trzy lub cztery dni temu.  No ale kawa była odpowiedziałam z głupim uśmiechem aby rozładować napięcie.  Do południa było znośnie jednak po południu mnie zaczynało ścinać. Do bólu głowy i gardła doszło osłabienie, człowiek ledwo mógł ustać na nogach. Było mi przeraźliwie zimno. Każdy najmniejszy hałas był wbijaniem igieł w głowę. Leżałam pod kołdrą, w polarze i w grubych skarpetkach i czułam jak co jakiś czas ciarki przechodzą mnie po plecach. Stopy lodowate. Co jakiś  czas syn przychodził głaskał mnie po dłoni i łagodnym głosem mówił mama.  W tedy wykrzesywałam z siebie uśmiech i odpowiadałam tak mama, mama Cię kocha i odchodził. Moja kotka Bell leżała cały czas przy mnie.  Nawet nie wiem jak przespałam trzy godziny. Po tym czasie zmusiłam się do wstania z łóżka i ogarnięcia. I poszłam dalej spać. Noc była łagodniejsza, ale ziąb i ciarki nie odpuszczały. Ten największy „kryzys” był po południu. To co sobie mówiłam w duchu w tedy spowodowało, że noc była do przejścia.

Rano wstałam jak nowo nagrodzona. Przez ten jeden dzień i noc umierało moje ciało i umierałam ja sama, moje wnętrze. Poprzez tą śmierć odrodziłam się na nowo. Coś się zmieniło ale nie podejście do tego. Nie chodzi o to, że nie zrozumiałam lekcji, bo zrozumiałam. Tylko ich ingerencja nie zmieni mnie, nie będą na pewno celem mojego życia, po prostu oni swoje a ja swoje i to co się dzieje wokół mnie czy u mnie nie jest tylko ich zasługą ale także moją, mojego ego które muszę trzymać w ryzach bo tak jak potrafi pomoc te ego w niektórych sprawach tak potrafi nieźle namieszać. 

Chociaż mogę różne punkty zaczepienia przytoczyć tego co się stało nie doszukuje się ich, bo wiem im bardziej powiedzą STÓJ ja się nie zatrzymał i będę walczyć o to co mam w sercu. 

 

Stój - nie
Stój - powalczę ja
Stój - powalczę do ostatniej łzy
Stój - powalczę do ostatniego tchu
Stój - powalczę bo nie przegram
Stój - powalczę bo zawsze jest cel
Stój - powalczę po życia kres
Stój - powalczę pomimo burz
Stój - powalczę pomimo słońca
Stój - powalczę dlatego że znam cel
Stój - powalczę dlatego że błądzić nie jest złem
Stój - powalczę pomimo zakazów
Stój - powalczę pomimo nakazów
Stój - powalczę po prostu
Stój - powalczę bo dusza nigdy się nie podda
Stój - powalczę bo miłość to walka
Stój - powalczę do ostatnich sił
Stój - powalczę do ostatniego wschodu i zachodu słońca
Stój - nie ponieważ walczę

haniel1986